Kuba Sienkiewicz – Głowy Lenina

Z szerokim gronem przyjaciół byłem  w ostatnią niedzielę na koncercie Kuby Sienkiewicza  w Kinokawiarni Stacji Falenica. Cóż to był za koncert! Lekarz neurolog dał z siebie wszystko porywając widzów do wspólnej zabawy! Moją szczególną uwagę przykuł jeden z ostatnich utworów zatytułowanych „Głowy Lenina”

Lenin. Pierwsze z nim spotkanie datuję na okres mojego wczesnego dzieciństwa. Przyszywany dziadek obdarzył mnie piękną książką, ładniejszą nawet od elementarza starszego rodzeństwa… Wspólny z dziadkiem podziw nad urodą wydania popsuli rodzice, którzy stwierdzili:

– Nawet nie dotykaj tego dziadostwa!

Z czasem okazało się, że książka nosi tytuł „Dzieciństwo Lenina”…

Drugiego oficjalnego spotkania z Wodzem dostąpiłem na koloniach w Poroninie. Podziwiałem z rówieśnikami jego pomnik i salę pamięci. Byłem nawet dumny, że tyle go łączy z naszym krajem, choć koledzy różne mieli na ten temat zdania.

Ogólnie moją fascynację bardzo dobrze oddaje dowcip, w którym Jasiu chwali się przy całej klasie:

– Proszę pani, proszę pani,  a ja byłem z tatą w lesie i widziałem Lenina!

– Jasiu, a może to był jeleń?

– A może i jeleń…

Pierwsze lekcje historii w podstawówce zaowocowały wycieczką do muzeum Lenina w Warszawie. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłem tam na ścianach jedynie  fototapety …

W ogólniaku przyjaźniłem się z córką ówczesnego prezydenta Warszawy. Jej bogato wyposażony pokój był miejscem przechowywania olbrzymiej kolekcji medali i popiersi Lenina. Byłem przekonany, że to nic nieznaczące dary pozyskiwane przez ojca w kontaktach z przedstawicielami ZSRR… Okazało się, że ten unikalny zbiór był przejawem  wyrafinowanego hobby mojej koleżanki.

W wojsku, jeszcze przed przysięgą, zgłosiłem się do reperacji rzeźby. Kolega wcześniej doświadczony wojskiem wpajał mi, że nawet gdyby potrzebowali kosmonautę, to mam się zgłaszać, bo fucha jest oddechem dla utrapionego obowiązkami wojskowymi młodego żołnierza. Rzeźba okazała się oczywiście gipsowym popiersiem Lenina.

– Ile czasu potrzebujecie obywatelu marynarzu na doprowadzenie dzieła do stanu nowości?

– Melduję obywatelu kapitanie, że w normalnych warunkach taka czynność zajmuje miesiąc.

– Co!!!??? Macie tydzień.

Stanęło na dziesięciu dniach, z których większość wykorzystałem na wyspanie się, nadrobienie zaległej korespondencji i czytanie. Kiedy koniec czasu renowacji nieubłaganie  się zbliżył, odczekałem by cała kompania opustoszała, wziąłem Wodza pod pachę, zaniosłem do łazienki, ustawiłem w korycie do mycia nóg i wyszorowałem szczotką ryżową i mydłem. Towarzysz Iljicz wyglądał jak nowy. Otrzymałem publiczną pochwałę oraz  przepustkę na miasto.

W drugiej połowie służby wojskowej miałem jeszcze jedną przygodę z Leninem. Tym razem imię światowego przywódcy rewolucji okazało się ksywką kolegi Kaszuba. Trafił on do wojska na trzy miesiące a potem został przeproszony i zwolniony. Wypłacono mu nawet odszkodowanie jako jedynemu żywicielowi rodziny, twórcy ludowemu i choremu na coś poważnego. Nie było to prawdą, ale kolega potrafił omamić wszystkich niczym sam Lenin.  Autentycznie też potrafił porywać tłumy i już w najbliższym czasie został najmłodszym prezesem spółdzielni wielobranżowej. Nam, swoim  przyjaciołom, zapewniał ekscytujące rozrywki. Woził nas taksówkami a nawet samolotami. Dbał o karierę tak zajmująco, że w równie młodym wieku opuścił nas na zawsze.

Kiedy usłyszałem utwór Kuby Sienkiewicza „Głowy Lenin” wszystko to co napisałem wyżej stanęło mi przed oczyma i doszedłem do wniosku, że piosenka jest idealnym podsumowaniem mojej z Leninem znajomości.

______________________

Koncert z cyklu Wieczory z Piosenką Niegłupią perfekcyjnie rozśpiewał dwoma piosenkami i zapowiedział przeuroczy Tomek Krzymiński.

A tu właśnie ta piosenka :  www.youtube.com/watch?v=IUwyMyWW88c

Dodaj komentarz