Po kulturalnym macaniu na lotnisku przez służby celne usiedliśmy w poczekalni. Naprzeciw siadł młody człowiek… Wypisz, wymaluj Breivik. Nawet uśmiech identyczny…Sąsiadki przekomarzają się po fińsku nad pamiątkowymi koszyczkami wielkanocnymi. Lekko uśmiechnięty Breivik z przymrużonymi oczyma sprawia wrażenie, że coś wie… Nie powiem żonie, jeśli coś się stanie, to sama się dowie.
Za oknem samoloty…
– To tym małym będziemy lecieć?
– Nie wiem. Daj mi spokój.
Wstałem, podszedłem do okna.
– Nie taki mały… Spory. Odrzutowy. Już nasze bagaże tam są.
Bramka do rękawa otworzyła się. Wstaliśmy i pokazując bilet, doszliśmy do celu. W drzwiach samolotu powitała nas szczęśliwa stewardesa. Odnaleźliśmy swoje miejsca.
– Siadasz przy oknie?
– O, nie.
Wepchałem się pierwszy i przylepiłem nos do szyby. Za oknem tętniło lotniskowe życie. Stewardessa w rękawiczkach zamknęła podsufitowe schowki i przypominała o zapięciu pasów. Doszła do początku samolotu. W rytmie instruktażu sączącego się z głośników, niczym mim, pokazała, co robić w kryzysowych sytuacjach…
Samolot zadrżał, ruszył, nabrał szybkości i wzbił się nad Warszawę. Poczułem w oczach wytrzeszcz, w żołądku przemeblowanie, a w płucach mocny zaciąg… Skośny widok za oknem nie pokrzepiał. Szum, huk, rosnące ciśnienie w uszach i ziemia coraz dalej i dalej… Chmury. Uff, samolot wrócił do poziomu. Pasy można rozpiąć, blacik w oparciu fotela rozłożyć i przyjąć poczęstunek fińskich linii lotniczych. Żona dostała kubeczek wody z firmową chusteczką, ja kubeczek soku z taką samą chusteczką. Luzik.
Za oknem już nie ma co oglądać, bo nastała ciemność.
Lekkie poruszenie. Migotanie czerwonych światełek, zapinanie pasów, obchód stewardessy, lądujemy… Z ciemności wyłania się niesamowity widok… Coś jakby olbrzymi, migający ciepłym światłem, tort… W miarę obniżania rozpoznaję na czerni Bałtyku pomarańczowe światełka wysepek i światełka coraz obszerniejszego lądu. Świetlnymi liniami przemieszczają się miniaturki samochodów pchające przed sobą smugi jaśniejszego światła. Niekończący się taniec milionów różnokolorowych żarówek, łańcuchów świetlnych, migających pulsarów… Zataczamy koło z mocnym przechyleniem na moją stronę. Czuję, że za chwilę wysypię się w tę feerię świateł…
Wracamy do poziomu, stukot wysuwającego się podwozia, miękki przysiad na ziemi, hamowanie i już szczęśliwi wychodzimy na halę lotniska w Helsinkach.
Zaraz, a gdzie Breivik…?
Fajnie by było razem gdzieś polecieć!!! 🙂
PolubieniePolubienie
Trzeba kupic samolot 🙂
PolubieniePolubienie
Chyba taki na baterię!!!
A tak już poważniej to podobne wrażenia miałam z lądowania w Amsterdamie.
Piękny widok tętniącego nocnymi swiatłami miasta, ale pewnie są jeszcze piękniejsze
miejsca…
PolubieniePolubienie